Już
dziś o godzinie 18:30 na Emirates Stadium w Londynie dojdzie do
pojedynku miejscowego Arsenalu z Liverpoolem FC, który ma być
ozdobą 11. kolejki brytyjskiej Premier League.
Drużyna „Kanonierów”
po zmianie menadżera wyraźnie odżyła. Unai Emery wystartował
słabo, bo sezon zaczął od dwóch porażek, ale później jego
podopieczni szli jak burza, wygrywając aż jedenaście kolejnych
spotkań. Przed tygodniem przytrafił im się remis z Crystal Palace,
ale już parę dni później przyszła kolejna wygrana. Tym razem w
Pucharze Ligi Angielskiej. Co z tym idzie, londyńczycy notują
imponującą serię trzynastu meczów bez porażki.
The Reds taką serią nie
mogą się pochwalić, bo na przełomie września i października nie
wygrali żadnego z czterech kolejnych spotkań. Przy czym tylko dwa z
nich miały miejsce w Premier League. Mowa o starciach z Chelsea
Londyn i Manchesterem City, które zakończyły się remisami 1:1 i
0:0. Te cztery stracone oczka, to wszystko, jeśli mowa o rozgrywkach
ligowych. Poza nimi było aż osiem zwycięstw, dzięki którym
podopieczni Jurgena Kloppa są współliderem tabeli.
Przed dzisiejszym
szlagierem obie ekipy dzielą w tabeli cztery punkty. W razie
wygranej gospodarzy zostanie jednak już tylko jedno oczko. W
przypadku zwycięstwa gości będzie ich aż siedem. To jeden z tych
pojedynków, o których zwykło się mawiać „mecz za sześć
punktów”.
Znakomitą informacją
dla postronnych fanów jest to, że obie ekipy stawiają na ofensywę
i są jednymi z czterech w stawce, które przekroczyły już barierę
dwudziestu bramek w rozgrywkach ligi angielskiej. Grad goli na
Emirates Stadium wielce prawdopodobny.