Brytyjczyk Tyson Fury (30-0-1, 22 KO) zdemolował Amerykanina Deontaya Wildera (42-1-1, 41 KO), udowodniając swoją wyższość. Była to rewanżowa walka za pojedynek z grudnia 2018 roku, który zakończył się remisem.
Tym samym Tyson Fury odebrał swojemu amerykańskiemu rywalowi tytuł mistrza świata federacji WBC w królewskiej kategorii. „The Bronze Bomber” w drugim pojedynku z Brytyjczykiem po przejściach był cieniem samego siebie. Praktycznie nie wyprowadził żadnego mocnego ciosu, z których słynie, a sam przyjął ich na głowę nadspodziewanie wiele.
Ostatecznie tę jednostronną walkę zdecydował się przerwać sędzia w 7. rundzie, po tym jak Wilder nie odpowiedział na serię kolejnych, potężnych ciosów Fury'ego, a jego narożnik rzucił ręcznik na ring. Gdyby nie ta decyzja najpewniej skończyłoby się ciężkim nokautem, bo pięściarz z USA wcześniej był już dwukrotnie liczony.
Rewanżowy pojedynek i bezapelacyjne zwycięstwo „Gypsy Kinga” nie kończy sprawy pomiędzy nim, a dotychczas niepokonanym przeciwnikiem. W kontrakcie na walkę zapisano bowiem rewanż, który ma się odbyć latem bieżącego roku.