Indykpol AZS Olsztyn 2:3 PGE Skra Belchatow
Hitem 27. kolejki rozgrywek PlusLigi jest sobotnie starcie Indykpolu AZS Olsztyn z PGE Skrą Bełchatów. Oba zespoły wciąż walczą o udział w półfinałach Mistrzostw Polski w piłce siatkowej mężczyzn, a wynik ich bezpośredniej rywalizacji może mieć spory wpływ na to, kto ostatecznie awansuje do czwórki. Początek pojedynku olsztynian z bełchatowianami zaplanowano na godzinę 14:45.
Na cztery serie gier przed końcem rundy zasadniczej PlusLigi przyjezdni zajmują trzecią pozycję z dorobkiem 58 punktów na koncie, tyle samo ma czwarty Jastrzębski Węgiel. Olsztynianie mają trzy oczka mniej i porażka, zwłaszcza za zero punktów, mocno ograniczyłaby ich szanse na awans do strefy medalowej. Można powiedzieć, ze dla podopiecznych Andrei Gardiniego będzie to nie tylko tzw, mecz o sześć punktów, ale wręcz o życie. Niemniej moim zdaniem zdecydowanym faworytem tej konfrontacji będzie zespół gości.
Po pierwsze i najważniejsze, to PGE Skra jest mocniejszym personalnie zespołem. Mowa zarówno o pierwszej szóstce, jak i o zmiennikach. Po drugie, w znakomitej formie znajduje się aktualnie atakujący Mariusz Wlazły, a pokonać bełchatowian, kiedy popularny "Szampon" jest w gazie, to nie lada sztuka. Od razu przypomina się nieco zapomniane już powiedzenie Ireneusza Mazura - kto ma Wlazłego, ten ma mistrzostwo. Generalnie żółto-czarni są ostatnio w niezłej dyspozycji, o czym świadczy seria sześciu kolejnych zwycięstw.
Po trzecie, olsztynianie nieco spuścili ostatnio z tonu. Porażki z ZAKSĄ na wyjeździe (1:3) czy Resovią u siebie (2:3 mimo prowadzenia 2:0) ujmy nie przynoszą i można było je kalkulować, ale zaledwie 3:2 w Szczecinie i taki sam wynik u siebie z Będzinem, pokazują pewien problem. Po czwarte, zniżkę formy notują dwaj fundamentalnie ważni dla AZS-u gracze. Mowa o przyjmującym Śliwce i atakującym Hadravie. Pierwszy zjechał do bazy po drugim secie w meczu z Espadonem i w czwartym przeciwko Resovii. Hadrava grał do końca, ale w obu nie dobił nawet do 40% w ataku.
Po piąte, gospodarze nie będą mieli teraz przewagi świeżości nad grającą w Lidze Mistrzów PGE Skrą. W sobotę grali pięć setów w lidze, w środę też. Podopieczni Philippe Balina w weekend też zaliczyli tie-break, ale już w środę, w godzinkę z prysznicem, bez najmniejszego wysiłku, ograli Bydgoszcz (3:0 i 75:37!!!) i to bez Uriarte, Lisinaca czy Kurka w składzie, którzy dostali tego dnia wolne. Nie zagrał też libero Milczarek, a środkowy Kłos na parkiecie spędził tylko dwa sety. Zmiennicy, zwłaszcza Janusz, Szalpuk i Gładyr, spisali się na medal.
Ponadto warto jeszcze wspomnieć o tym, że w ostatnich latach PGE Skra bez większych problemów wygrywała w olsztyńskiej Uranii. Ostatnie siedem konfrontacji to siedem wygranych drużyny gości. Jakby tego było mało, wszystkie za komplet punktów (4x 3:0 i 3x 3:1). Czasem tak to już bywa w sporcie.
W pierwszej rundzie bełchatowianie także ograli stosunkowo łatwo rywala z Warmii i Mazur (3:1). Co do zasady, ekipa Gardiniego gra w sezonie 2016/17 u siebie dobrze, ale z ZAKSĄ i Resovią już sobie nie poradzili. Wydaje mi się, że bełchatowskiej progi też będą za wysokie na ich nogi. Zwłaszcza, jeśli pokażą to, co pokazywali w ostatnich meczach PlusLigi, gdzie nie imponowali skutecznością. Nie bez znaczenia będzie też to, że Woicki, Pliński i Włodarczyk grali kiedyś w żółto-czarnych barwach, dzięki czemu w Bełchatowie wiedzą o nich wszystko.
Reasumując, wyjątkowo w pojedynku dwóch drużyn z czołówki nie uderzam w zakład over 3,5 seta, bo nie mam do niego pełnego przekonania. Zdecydowanego faworyta tego starcia widzę w PGE Skrze i tak też typuję. Także z tego powodu, że Wlazły i spółka, nawet jak męczyli się w tie-breakach, to ostatecznie je wygrywali. Tak było w aż siedmiu na osiem przypadkach. Przegrali tylko pierwszy z nich, 9 listopada, w Jastrzębiu Zdrój. Od tamtej pory siedem kolejnych zwycięstw.
Szanse na wejście mojego typu oceniam na jakieś 75%.
Man.United - Sheffield United FC
